Zasmarkane, zakichane dni…
Witam serdecznie! Dziś już czwartek. Jutro miną równo 2 tygodnie od dnia, w którym w naszym domu zagosciły wirusy. Cała rodzina chora… I szczerze mówiąc, to powoli kończą mi się siły. Zaczęło się oczywiście od Starszej Córci, która wróciła z przedszkola z katarem (swoją drogą się nie dziwię, skoro Pani wychowawczyni zabrala dzieci na spacer…
Witam serdecznie!
Dziś już czwartek. Jutro miną równo 2 tygodnie od dnia, w którym w naszym domu zagosciły wirusy. Cała rodzina chora… I szczerze mówiąc, to powoli kończą mi się siły.
Zaczęło się oczywiście od Starszej Córci, która wróciła z przedszkola z katarem (swoją drogą się nie dziwię, skoro Pani wychowawczyni zabrala dzieci na spacer w samych krótkich rękawkach). I ten katar był dla nas punktem zero. Zaczęło się…
Do wtorku wszystkie dzieci były zaprawione po uszy.
Oczywiście, wszystkie znane mi domowe sposoby na przeziębienie stosowałam. Do tego trochę środków z apteki na odporność, pokonanie choroby itd. Ale oczywiście, okazało się, że to trochę za mało. Tak więc w piątek, tydzień od rozchorowania się, zabraliśmy dzieci do lekarza. Dodam, że w tym czasie ja jeszcze się trzymałam, jako tako…
W piątek lekarz stwierdził, że jest ok. Dzieci czyste osłuchowo, gardła blade, moje leczenie daje radę, musimy przeczekać i podtrzymywać dotychczasowe leczenie. Lekarka stwierdziła, że robię wszystko tak jak powinnam i że ona również zalecilaby dla nas takie leczenie, więc jest super. Nie ukrywam. Zrobiło mi się miło bardzo 🙂
W weekend dzieciaki się jeszcze trzymały, ale mnie położyło. Zdobyłam gorączkę, totalne osłabienie i straciłam głos. Ból gardła taki, że hej. A nawet hej hej hej! W poniedziałek w całym domu orkiestra kaszlu i zdychania, więc dezycja – ponowna wizyta u lekarza pediatry. Całe szczęście, że w ramach cięcia budżetowego nasza Pani Doktor jest zarówno pediatrą jak i lekarzem pierwszego kontaktu dla dorosłych, toteż wsypaliśmy się do gabinetu całą piątką i cała piątka została zbadana, dostała recepty i zalecenia i nie trzeba było się kołatać po gabinetach i lekarzach itd. Wielkie ułatwienie dla nas 😀
Ale co się okazało? Tata ma wirusa, ale sobie radzi. Mama pochorowana na 102, albo i 103, leków a leków i ropa w gardle. Starsza Córcia już się nachorowała i powoli jej przechodzi. Synuś, powoli zaczyna być go słychać w oskrzlach. A z nim i jego układem oddechowym to straszna sprawa, jeszcze zdąrzę się naopowiadać o tym…. A najmłodsza Córeczka zapalenie oskrzeli. No i się porobiło. Kto by się spodziewał? A tak bardzo się starałam…
No i się zaczęło. Nieprzespane noce. Ciągłe leczenie. Wysiadam. Sił mi brakuje, najchętniej bym po prostu spała od rana do nocy i od nocy do rana, a tu trzeba wstawać i być dzielną. Dzień i noc… Dzień i noc… Krótkie chwile odpoczynku dla biednej, pochorowanej mamusi i znowu być dzielną. Głosu jeszcze nie odzyskałam. Starszej Córeczce daje się to skutecznie we znaki. Właśnie przez sen mnie wołała. I przez sen mówiła: „Mamusiu! Ja chcę z kimś porozmawiać….” I tak powtarza przez sen… Biedna… Ale niestety. Mamusia chora i nie ma opcji rozmów jakichkolwiek.
Może jutro będzie lepiej. Oby…
Ale zobaczymy, co przyniesie kolejny dzień…