O wizycie, która okazała się przykra…
Witajcie 🙂 Dziś kilka słów o wizycie, na którą czekaliśmy z radością, a która okazała się być naprawdę…smutna. Na fejsbuku do naszej grupy Miłośników Jack Russell Terrier w Polsce zapukała pewna Dobra Dusza z prośbą o pomoc w znalezieniu dobrego domku dla psa, którego właściciele…nie potrafią…z nim być… Czym prędzej udostępniłam wydarzenie, ale…po przeczytaniu opisu…
Witajcie 🙂
Dziś kilka słów o wizycie, na którą czekaliśmy z radością, a która okazała się być naprawdę…smutna.
Na fejsbuku do naszej grupy Miłośników Jack Russell Terrier w Polsce zapukała pewna Dobra Dusza z prośbą o pomoc w znalezieniu dobrego domku dla psa, którego właściciele…nie potrafią…z nim być…
Czym prędzej udostępniłam wydarzenie, ale…po przeczytaniu opisu pomyślałam…czemu by nie?
Zaprosiliśmy Spajka do naszego domu. Zaoferowaliśmy pomoc i dom na resztę życia.
Dość długo trwały rozmowy z „właścicielem” psa, z którym kontakt jest naprawdę ciężki. Dobre Dusze, o których wspominałam, jak najbardziej koordynowały kontakty i starały się nawiązać między nami kontakt.
Wreszcie, po miesiącu, nadszedł ten dzień.
Spajk zawitał wraz ze swoim Panem i Panią w nasze progi.
Jejku…co tu się działo! Psiaki szalały, cieszyły się, bawiły ze sobą, poznawały, ustawiały się nawzajem i układały swoje psie relacje. Oczywiście przy akompaniamencie szczekania i powarkiwania – jak to psy!
Jak dla mnie, a miałam już w swoim życiu trochę psów – nowy psiak zachowywał się bardzo dobrze. Owszem, jest nie wychowany, nie ułożony, zaniedbany i wymaga wiele, wiele pracy, ale…mimo to widziałam w nim potencjał i spokojnie można byłoby zrobić z niego naprawdę wspaniałego przyjaciela….
Gdyby…no właśnie…
Gdyby nie człowiek.
Pan od progu zaczynał, że jego pies to taki a owaki, że agresywny, że nieszczęśliwy, że on nie bardzo do innych psów itp itd.
Ja w zachowaniu psa widziałam coś zupełnie innego.
Kiedy zbliżałam do jego psa rękę – od razu „uwaga! może ugryźć!, on może ugryźć!” taaak…jasne. Chciał ugryźć, ale swojego Pana, gdy na siłę ciągnął go od moich psów. Wobec mnie i dzieci – żadnej agresji.
Szczerze mówiąc, to był to człowiek bez bladego pojęcia o psach, mający mylne pojęcie o wszystkim co z psami się wiąże… Po 15 minutach, dosłownie, uciekali z naszego domu.
Mimo moich protestów i zapraszania na kawę, żeby chociaż dali szansę psiakom, po prostu uciekali wykrzykując o agresji swojego psa i moich psów, bo się bawili…
Byłam w szoku.
Co więcej?
Od Dobrej Duszy dowiedziałam się później, że Pan stwierdził, że jesteśmy „podejrzaną” rodziną, trzymamy psa na łańcuchu przed domem, jego psa chcieliśmy już i natychmiast zostawić u siebie, wręcz porwać, wyrwać mu z rąk i miałby być u nas tylko w celach rozrodowych…Wśród agresywnych psów…
Nie dodał oczywiście, że nasze psy „wycałowały” ich jak tylko się dało i wskakiwały im na kolana…
Cóż…
Niesmak wielki pozostał.
I wielka przykrość za te kłamstwa.
Poradziłam Panu, aby udał się z psem do behawiorysty i na tresurę. Może to poprawi ich relacje, bo ewidentnie nie chce oddać tego psa, a jednocześnie bez potrzeby zawraca ludziom głowy…
Przykro mi jedynie za jego słowa.
Bardzo mi przykro…
Ale cóż…niektórzy są po prostu trudni w obyciu…